Tytuł: When I’m at home
Pairing: Larry
Oryginał: MikeyWhiskeyHands4
Zgoda od autorki: Jest.
Opis: Louis schował go pomiędzy serwetkami, unosząc na wysokość oczu w celu zbadania. - Sądzę, że jest martwy.
- Jesteś pewny?
- Jest… bardzo martwy? - Louis powiedział, patrząc na ciało rozsmarowane na papierowej serwetce.
- Okej, dobra, jesteśmy bezpieczni. - Harry westchnął,
pozostając na swoim miejscu. - Możesz go teraz wyrzucić, żebym mógł
skończyć obiad?
Notka od tłumaczki: Hej :D Długo nic nie dodawałam,
mam nadzieję, że jeszcze o mnie nie zapomnieliście. Przez szkołę,
naprawdę nie mam na nic czasu, tym bardziej na tłumaczenia, ale
znalazłam chwilę i udało mi się przetłumaczyć tego krótkiego shota. Mam
nadzieję, że się spodoba :)
~*~
- Jeśli lubisz pinacoladę. - Harry nucił pod nosem, tańcząc po kuchni. - I lubisz zostać złapanym przez deszcz.
Muzyka grała dalej, delikatna melodia otaczająca całe
pomieszczenie. Harry ostrożnie pracował nad skończeniem obiadu,
roztrzepany dlatego że Louis był w domu. Louis był w domu!
Louis stęknął, kiedy myśliwy zrzucił jego postać ze schodów.
Złapał kontroler w dłonie i przeklinał pod nosem, kiedy horda żywych
trupów próbowała powstrzymać jego kolegów przed udzieleniem mu pomocy.
- Louis! - Harry krzyknął, jego ostry ton sprawił, że Louis stracił koncentrację.
- Tak? - Louis pochylił się do przodu, szalenie ruszając
przyciskiem tam i z powrotem, krzycząc na swoją postać - Billa, by
pozbył się myśliwego.
- Przyjdź tutaj proszę. - Harry pisnął.
- Kochanie, daj mi sekundę. - Louis krzyknął w odpowiedzi,
unikając samochodów, w nadziei, że jego koledzy wiedzą by ich nie
dotykać. Alarm mógłby przyciągnąć gromadę. Albo coś gorszego. Czołg.
Kompletna grupa ledwo mogła poradzić sobie z kilkoma zombie. Wszyscy
byli na krawędzi śmierci, ich zdrowie spadało. A czołg… Louis zadrżał na
zwykłą myśl potwora jakim był czołg.
- Tak kurwa. - Louis wysyczał przez zaciśnięte zęby z oczami utkwionymi na apteczce schowanej za krzakiem.
- Louis!
Starszy chłopak gwałtownie skręcił w lewo, zbladł na widok migających świateł samochodu.
- Nie, nie, nie, nie. - Louis przycisnął kolana do klatki
piersiowej, przygotowując się do stłuczki. Wziął głęboki oddech, kiedy
zombie zaczęli wyłaniać się z lasu. Wahał się jako trener, członek
zespołu, czy wołać o pomoc. Pozbył się tej myśli, rzucając się po
apteczkę pierwszej pomocy. Rzucił kombinacje kluczy, wkładając je po
kolei by odzyskać zdrowie, zaczynając czuć mniejszy bó..
- Louis! Pomóż mi, proszę! - Harry krzyknął głośno, był blisko łez.
Louis wyglądał jak plama, kiedy nie marnował czasu na grę,
zrzucając koc i papierki po cukierkach, które przykrywały jego kolana.
Wzdrygnął się na dźwięk kontrolera uderzającego o stolik do kawy.
Pobiegł do kuchni, poczuł przypływ adrenaliny na spanikowany ton swojego
chłopaka.
- Harry! - Louis przytulił go, patrząc na niego w konsternacji,
przesunął palcami po ciele Harry’ego w zdenerwowaniu, szukając
jakichkolwiek oznak zranienia.
- Louis… - Harry wyszeptał pod nosem, jego głos trząsł się kiedy ściskał Louisa za ramiona. - Jest dokładnie za tobą.
Louis spiął się na jego słowa, zimno osiadło w jego brzuchu,
kiedy powoli obrócił się z zamkniętymi oczami, mentalnie się
przygotowując. Uchylił powiekę, rzucając okiem. Nie zobaczył nic. Tylko
ich kuchnię. Z jedzeniem rozrzuconym na blacie. Tak jakby Harry nagle
przestał gotować. Zostawiając bałagan.
- Harry.. - Louis westchnął z irytacją, pociągając delikatnie za włosy Harry’ego na jego karku.
- Masz zamiar coś z tym zrobić? - Harry zagryzł wargę, patrząc na niego poważnie.
- Mam zamiar spróbować ocalić moją grę. - Louis odgarnął włosy z
oczu, żałując że nie zrobił quiffa. - Nie jestem w nastroju na zabawy,
Harry. Grałem cały ranek w nadziei, że pobiję mój rekord. Zniszczyłeś
to.
- Louis..-
- Harry, proszę. - Louis ścisnął nasadę swojego nosa. - Idę..idę się położyć. Zawołaj mnie na obiad.
Louis wysunął się z uścisku Harry’ego, nieświadomy paniki, która
przebiegła przez twarz chłopaka. Harry zrobił krok do przodu i chwycił
rąbek koszulki Louisa.
- Louis! - Harry wybuchnął płaczem. - Obiadu nie będzie! Nigdy go nie dokończę, jeśli nie weźmiesz tej…tej rzeczy stąd.
- Harry. - Louis odwrócił głowę, jego oczy złagodniały, kiedy
spoczęły na młodszym chłopaku, bardziej zrozpaczonym chłopaku. - Nie
rozu..-
- Poruszyło się! - Harry pisnął, ukradkiem okrążając blat kuchenny, żeby się schować, wprawiając Louisa w osłupienie.
Harry złapał Louisa w talii, zniżając się, by ostrożnie zerknąć
znad ramienia swojego starszego chłopaka. Louis, pierwszy raz był
zainteresowany. Był rozczochrany, głodny i praktycznie kwalifikowany do
zmarnowania większej części dnia, grając w grę by ostatecznie skończyć z
niczym.
- O mój boże.. - Harry wyszeptał, jego głos drżał a następne co
powiedział spowodowało dreszcz przebiegający w dół kręgosłupa Louisa. -
Patrzy się prosto na nas.
Louis podszedł bliżej, mrużąc oczy, rozpaczliwie mając nadzieję
na jakiś znak, że jego chłopak nie jest obłąkany. Przesunął się jeszcze
bliżej, z zaciśniętą szczęką, spoglądając w dół na to, co spowodowało
całe zamieszanie. Przebiegł ręką przez włosy, pochylając się i kładąc
ręce na kolanach.
Przycisnął dłoń do ust, usiłując stłumić śmiech, który groził
opuszczeniem jego ust. Harry opacznie to zrozumiał, chwytając za
koszulkę Louisa.
- Czy ty… płaczesz?
- Nie, Harry. - Louis wyprostował się, wybuchając śmiechem i ściskając swój brzuch. - To tylko… to pająk!
- Wiem! - Harry pokiwał szybko głową, wprawiając swoje loki w ruch. - Teraz..zabij go!
- Harry. - Louis zachichotał, całując niewinnie jego szczękę. - Zgarnij go i wynieś to małe stworzenie na zewnątrz.
- Louis..co? - Harry był zaskoczony, nie wierzył w to co słyszy.
- To.. to stworzenie przyszło po mnie! Nie mogę patrzeć na to coś z
tymi obrzydliwymi nogami.. ośmioma nogami!
- Harry. - Louis odezwał się, czułość praktycznie wylewała się z każdego jego słowa. - Proszę, po prostu.. -
- To ma osiem nóg! Sześć więcej niż powinno ich być! - Harry
zapłakał. - To jak trzech ludzi. Trzech małych ludzi jest na naszym
kuchennym blacie! Z tymi przenikliwymi czarnymi oczami i -
- Kochanie, ciii. - Louis przycisnął palec do jego ust. - Nie histeryzuj.
Louis odwrócił się, biegnąc do kanapy, przykrywając się kocem i
układając tak, by było mu wygodnie. Wcisnął ‘play’ i oparł się,
krzyżując nogi. Kiedy ekran załadował się, pozwalając mu wybrać postać,
usłyszał łomot.
Harry pośpiesznie wszedł do pokoju. Stanął przed telewizorem, blokując widok Louisowi.
- Harry, proszę. - Louis obraził się, skinięciem głowy pokazał by chłopak się odsunął.
- Louis, proszę. - Harry błagał.
- Harry, po prostu go zgarnij.
- Lewis. - Harry wysyczał przez zaciśnięte zęby. - Chcę żebyś zabił tego cholernego pająka.
- To tylko..-
- Boo Bear…
- Harry. - Louis spojrzał na niego z rozbawieniem.
- Ja.. rozwalę to! -Harry obrócił się, desperacko czegoś
szukając i chwycił pierwszą rzecz jaką zobaczył. Co okazało się być ich
pomarańczową figurką sterowca.
- Nie mógłbym przejąć się mniej. - Louis uśmiechnął się ironicznie, wzruszając ramionami. - No dalej. Zachęcam.
- Chuj. - Harry wymamrotał pod nosem, rozglądając się, zanim pomysł nie przyszedł mu do głowy.
- Jesteś repliką pająka! - Harry uśmiechnął się, kołysząc na piętach.
- Co..Harry nie bądź głupi. - Louis podniósł głowę, opierając ją o kanapę. - Dlaczego mam zabić pająka?
- Nie masz wytatuowanej pajęczej sieci na nodze po nic! - Harry krzyknął histerycznie.
Louis zachichotał, powoli podnosząc się ze swojego miejsca na
kanapie. Spojrzał w górę, by zobaczyć jak zdeterminowana mina Harry’ego
zamienia się na tą zaniepokojoną. Westchnął, a mały uśmiech pojawił się
na jego twarzy. Harry był czymś więcej.
- Czekaj! - Harry pisnął, sprawiając, że Louis zatrzymał się w połowie kroku.
Usłyszał dźwięk przerzucanych rzeczy, a potem Harry wrócił do niego z serwetkami. - Będziesz tego potrzebował.
- Dziękuję Harold. - Louis wywrócił oczami.
- Upewnij się, że zabierzesz każdy jego fragment. - Harry ostrzegł. - Ich nogi odpadają kiedy nie są połączone.
- Tak, tak. - Louis narzekał. Pomysł zaczął tworzyć się w jego głowie.
Louis pośpieszył do kuchni, szybko lokalizując bestię, która
wywołała cały ten bałagan. Nie tracił czasu, wyciągnął rękę i zgniótł
go, marszcząc nos na dźwięk chrupnięcia.
- Och Boże. - Harry wziął głęboki wdech,drżącą ręką wskazując na kosz na śmieci.
Louis ścisnął pająka pomiędzy serwetkami, podnosząc go na wysokość oczu w celu zbadania. - Sądzę, że jest martwy.
- Jesteś pewien?
- Jest jak…bardzo martwy? - Louis powiedział, patrząc na ciało rozsmarowane na papierowej serwetce.
- Okej, dobra. Jesteśmy bezpieczni. - Harry westchnął,
pozostając na swoim miejscu. -Możesz go teraz wyrzucić, żebym mógł
skończyć obiad?
- Hm, nie wiem.
- Po prostu wy.. co? - Harry przerwał, zdezorientowany. - Co masz na myśli? Po prostu go wyrzuć.
- Nie powinniśmy zrobić właściwego pogrzebu? - Louis zachichotał
i powiedział oskarżycielsko. - Jakbyś się czuł, gdyby cię po prostu
wyrzucili? Martwe ciało i w ogóle.
- Cóż.. po pierwsze, skąd mam wiedzieć? Nie byłem martwy! -
Harry wymachiwał rękoma dookoła i zaczął wrzeszczeć. - Po drugie, to
pająk! Bądź chujem i wyrzuć to ohydne stworzenie do kosza!
- Nie jestem pewny… - Louis podszedł do Harry’ego i uśmiechnął
się złośliwie, kiedy obniżył pająka i wpychał go w ręce chłopaka.
Młodszy chłopak wrzasnął, przyciągając ręce do klatki piersiowej. - Louis Tomlinson! Nie waż się.. Lou, co ty robisz..
Louis uśmiechnął się złośliwie, podchodząc bliżej, a potem rzucił się
w pogoń za Harrym, który zaczął uciekać, wrzeszcząc. Louis ścisnął
pająka, śmiech opuścił jego usta, kiedy Harry wbiegł do ich sypialni i
rzucił się pod łóżko. - Louis, nie, proszę. - Harry wyjąkał, macał wokół
rękami, aż znalazł poduszkę i ukrył w niej twarz.
- On chce tylko powiedzieć ‘cześć’, kochanie.
- Louis. - Harry zaakcentował jego imię, kiedy przesunął się głębiej pod łóżko, kiedy Louis udał, że podchodzi do niego.
- To tylko pająk kochanie.
- Nienawidzę pająków! - Harry wykrzyknął, jego głos odbił się echem z miejsca, w którym leżał pod łóżkiem.
- Okej, okej.. - Louis westchnął, jego ramiona opadły i przybrał pokonany wyraz twarzy. - Chciałem się tylko z tobą podroczyć.
- Oh, Lou. - Harry zmarszczył brwi, nie wahał się by wyjść spod łóżka, z szeroko otwartymi ramionami.
- Jesteś taki łatwowierny. - Louis podniósł głowę, wybuchając śmiechem, kiedy twarz Harry’ego opadła i szeroko otworzył oczy.
- Louis! - Harry pisnął, wiercąc się na piętach, kiedy Louis złapał go w talii i uniósł pająka na wysokość jego oczu.
- Louis! - Harry kopnął Louisa w nogę, desperacko próbując uwolnić się z uścisku chłopaka. - Zaufałem ci! Ty paskudny kłamco!
- Jestem paskudnym chłopakiem. - Louis zaświergotał.
- Nienawidzę pająków! - Harry zawodził. - Proszę, puść mnie. Zadzwonię do twojej mamy!
- Cóż, skoro tak ładnie prosisz. - Louis wypuścił go, ignorując to, że Harry odskoczył, kiedy zaczął iść w głównym kierunku.
- Spokojnie Harold. - Louis podniósł ręce w geście poddania. - Idę do łazienki wyrzucić tą małą bestię.
Harry odetchnął z ulgą, kładąc się na łóżku. Owinął się kocem, krzyżując ręce pod głową.
Louis wszedł do pokoju z pustymi rękami. Uśmiechnął się chytrze,
zanim rzucił się w stronę chłopaka, lądując na jego klatce piersiowej z
głośnym oomph. Wiercił się trochę, rozsuwając kolanem nogi Harry’ego i
położył się pomiędzy nimi.
- Mój chłopiec boi się pająków. - Louis wymamrotał w zagłębienie
szyi Harry’ego. Pochylił się i złożył kilka pocałunków na szczęce
chłopaka. - Ten sam chłopiec, który uratował tylu ludzi boi się małego
stworzenia nie większego od pięciocentówki.
- Są dziwne i takie…małe. - Harry wymamrotał, przebiegając
palcami przez włosy starszego chłopaka. - Są trochę dziwne. Bardzo
szybkie i sprytne.
- Czy my rozmawiamy o tym samym pająku, którego właśnie zabiłem? - Louis uniósł brew, wtulając się w dłoń Harry’ego.
- To mógłby być ten, tak.
Louis zsunął się z Harry’ego, ignorując ręce chłopaka, dopóki nie
leżał na plecach. Harry wypuścił głośny jęk, przesuwając się by wtulić
się w Louisa.
- Przylepa. - Louis wymamrotał, wsunął rękę pod koszulkę Harry’ego i głaskał jego skórę.
- Masz zimne ręce. - Harry wyszeptał, przeczyścił gardło zanim przygryzł obojczyk Louisa.
- Ty podstępny chuju. - Louis krzyknął, zabrał ręce i położył je pod głową.
- Muszę skończyć obiad. - Louis mógł poczuć jak Harry marszczy brwi. - Nie bardzo mi się chce.
Louis uniósł brwi. Naprawdę czekał na lasagne, którą Harry
obiecał zrobić. Tę lasagne, której makaron właśnie się gotował, sos
otwarty, a papryka posiekana czekająca na szafce. Głupio tak pozwolić by
to wszystko się zmarnowało. Ale też, Louis nie chce zmuszać Harry’ego
do robienia rzeczy, na które nie ma ochoty. Mają tego dość. Ale..
- Ale Harold. - Louis udał oburzenie. - Jeśli nie zrobisz obiadu, umrę z głodu.
- Nie dramatyzuj.
- I kto wtedy będzie walczył ze złymi pająkami. - Louis kontynuował, kiwając palcem.
- Sądzę, że będę musiał..
- Dokończ to zdanie, a będziesz świętował moją dobroć. - Louis zmrużył oczy, kiwając palcem jeszcze raz.
- Ktoś inny to dla mnie zrobi. - Harry dokończył, chichocząc kiedy usiadł z lokami w nieładzie.
- Dlaczego powinienem…- Louis zaczął go łaskotać, próbując chwycić nadgarstki Harry’ego.
Z sukcesem przyszpilił go do łóżka, śmiech wydostawał się od nich
oboje. Pomimo że nie był w stanie powiedzieć słowa, Harry uśmiechnął
się szeroko do Louisa, pokazując swoje dołeczki. Louis przejechał palcem
w górę i w dół po klatce piersiowej chłopaka i uśmiechał się od ucha do
ucha.
Jeśli zapomnieli o makaronie, cóż, nikt o tym nie wspominał. I
może papryczki się zmarnowały. Bruce obudził się ze swojej popołudniowej
drzemki i zrzucił sos z szafki. I znowu, nikt się tym nie przejął. W
tym momencie byli szczęśliwy. I wszystko było takie jakie miało być.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz