DOSTĘPNE RÓWNIEŻ NA >TUMBLR<

TŁUMACZENIE 'PEOPLE HELP THE PEOPLE' TUTAJ

TŁUMACZENIE 'TO BE(LIEVE) IN LOVE' TUTAJ

sobota, 17 maja 2014

Look After You

Tytuł: Look After You
Pairing: Larry
Oryginał: thatlarrylovingfeeling
Zgoda od autorki: Jest.
Opis: Nawet wtedy, kiedy Louis wstał z łóżka, czuł ciepło ust Harry’ego. Nawet kiedy Harry zasnął, Louis czuł delikatność pocałunku. Nawet kiedy uderzyło w niego zimno, czuł że wszystko jest możliwe.

Lub
Louis obiecał chronić Harry’ego, a Harry kocha Louisa.

Notka do tłumaczki:  Nie jestem z tego zadowolona, jest mała błędów, których nawet nie chce mi się poprawiać. Ale mam nadzieję, że chociaż trochę Wam się spodoba.



- Harry! Dlaczego nosisz ze sobą swojego misia? Przestraszony potworami, które znajdą cię i przyjdą po ciebie? - jeden z większych dzieciaków krzyknął a salwa śmiechu opuściła usta reszty.

Louis obrócił głowę, szukając dzieciaka. Jest całkowicie pewny, że wybije zęby im wszystkim. Wszystkim, którzy się śmieją. Louis w końcu zobaczył Harry’ego siedzącego na jednej z huśtawek, trzymając mocno swojego misia, tak że Lou mógł zobaczyć jak jego skóra blednie. Trzymał go tak, jakby to była jedyna rzecz, która może go uratować. Szatyn zobaczył grupę starszych i większych dzieciaków, którzy zaczęli otaczać Harry’ego. Adrenalina zaczęła płynąć w żyłach Louisa.

Nikt nie będzie go nękać. Nie na moich oczach. Louis zaczął iść w stronę placu zabaw, kiedy usłyszał swojego przyjaciela, Stana. - Stary, to nie jest tego warte.

Louis szybko odwrócił się, wściekły że ktoś mógł powiedzieć coś takiego. - To jest tego warte! - odpowiedział. Harry jest tego warty.

- Nie musisz mu pomagać. - Stan odezwał się.

- Chcę mu pomagać. - muszę mu pomagać.

Louis pobiegł w stronę placu i w momencie kiedy stanął na trawie, chłopak z blond włosami do tyłka (Louis założył, że to lider grupy) pochylił się nad Harrym i powiedział. - Myślę, że wiem dlaczego nosisz swojego miśka. Nie boisz się żadnego potwora. Boisz się krzyków, które wychodzą z ust twojego ojca!

Wtedy Louis nie wytrzymał. Wycelował pięścią prosto w szczękę tego dzieciaka. Nie wiesz przez co on przechodzi, więc się zamknij, Lou chciał wykrzyczeć.

Chłopak dramatycznie upadł na ziemię, zakrywając usta dłonią. - Ał, ał, ał to boli, to bardzo boli. - zawołał. Krew zabarwiła jego zęby.

Louis uklęknął obok chłopaka i wyszeptał. - Jeśli spróbujesz zrobić to ponownie, następnym razem wyceluje w twoje jaja. - Louis wstał powoli i popatrzył na resztę grupy. - Ktoś chce spróbować? Mogę zrobić wam to samo. Tylko, że tym razem będzie gorzej. - Lou wskazał na lidera. - Ty było tylko ćwiczenie.

Chłopcy pokręcili głowami. Patrzyli to na Louisa to na lidera grupy leżącego na ziemi.

- Spływajcie. - Louis powiedział.

Chłopcy uciekli tak szybko jak mogli, a Louis podszedł do Harry’ego.

- Hej. - Louis spróbował uśmiechnąć się do młodszego chłopaka ale wyszedł z tego grymas.

Łzy spływały po policzkach Harry’ego, jego kręcone włosy były w nieładzie, jakby jego zły humor to za mało. Jego zielone oczy były bez blasku, wargi drżały zaciśnięte w wąską linię. Harry jest jak szkło. Bezbronny, możesz go przejrzeć i jeśli nie będziesz obchodził się z nim delikatnie, możesz go zranić. Louis widział, jak chłopak próbuje ukryć swoje drżące dłonie. Złapał je w swoje ręce i spojrzał na Harry’ego. Słodkiego, kochanego, cudownego Harry’ego.

- Harry, spójrz na mnie. - powiedział. Harry pokręcił głową i pociągnął nosem. Łzy spływały szybciej po jego policzkach. Louis umieścił palec pod brodą chłopaka, podnosząc ją tak, by na niego spojrzał. - Jest ok. Jestem tutaj. Oni odeszli. Jestem tu, by cię chronić. Obiecuję.

Harry pokiwał głową biorąc drżący oddech.

- Chcesz iść do łazienki? - Louis zapytał. - Chodź, ogarniemy cię.

Harry podniósł się, ale zamiast iść do łazienki, przytulił Louisa. Mocniej niż swojego misia.

- Hej, jest dobrze. Wszystko będzie dobrze. Nie słuchaj tych dzieciaków. Oni nic nie wiedzą. - Louis pocieszał Harry’ego kiedy ten zaczął zawodzić. Louis zamknął oczy i potarł plecy Harry’ego, rysując małe kółka na jego kręgosłupie, wiedząc, że chłopak lubił uczucie jakie to wywoływało.

Kiedy zadzwonił dzwonek na lunch, Harry w końcu przestał płakać.

- Chcesz, żebym wyszedł dziś z tobą po szkole? - Louis zapytał. Harry kiwnął głową.

Szatyn spojrzał w górę i zobaczył jak dyrektorka idzie w ich stronę z jednym ze spokojniejszych chłopców z grupy. Cholera, Louis pomyślał.

- Zrobiłeś to? - dyrektorka Harper zapytała. Louis chciał zedrzeć ten uśmieszek z twarzy chłopaka.

- Tak. Ale tylko dlatego, że on nękał jego. - Lou wskazał na Harry’ego, który patrzył na swoje vansy ze spider-manem.

- To nie to co słyszałam. Nick powiedział, że uderzyłeś ucznia bez powodu. - dyrektorka odezwała się, kładąc swoje ręce na biodrach.

Wow, dzieciak ma imię. Louis już go nienawidził.

Louis podniósł ręce. - To, że jestem znany jako rozrabiaka, nie znaczy że zawsze taki jestem.

- To nie tłumaczy cię za to co zrobiłeś biednemu George’owi. - Nick powiedział zły.

Louis przewrócił oczami i otworzył  usta by coś powiedzieć, ale pani Harper przerwała mu.

- Louisie Tomlinson, jesteś zawieszony. Idziesz ze mną. - pani Harper odeszła i Nick podążył za nią. Louis odwrócił się do Harry’ego.

- Spotkamy się po szkole, dobrze? Nie patrz tak Harry. Zawsze wpadam w kłopoty, więc dlaczego teraz ma być inaczej? - ponieważ to jest Harry. Jest inaczej, ponieważ Harry jest powodem. Louis odrzucił swoje myśli na bok.

- Przepraszam, że wpakowałem cię w kłopoty. - Harry wyszeptał.

- Nie martw się o to. Zobaczymy się później. - Louis odszedł, zanim Harry zdążył odpowiedzieć.

~*~
- Naprawdę Louis? Zawieszenie? Jesteś poważny? - jego mama krzyczała, kiedy on mył naczynia.

- Mamo, już ci mówiłem. Harry był nękany i broniłem go.

- Nie musiałeś używać do tego przemocy.

- Cóż, jeśli ja bym tego nie zrobił, to  grupa tych szaleńców była bardziej niż chętna do tego. Najważniejsze jest, by Harry był bezpieczny. - cóż, na tyle bezpieczny na ile osoba w sytuacji Harry’ego może być bezpieczna.

Mama Louisa westchnęła. - Oczywiście, że powinieneś martwić się o Harry’ego.

- A dlaczego nie powinienem? Jest dla mnie jak młodszy brat.

Louis odwrócił się, kiedy jego mama nie odpowiedziała. Jej różowe usta były popękane i zaciśnięte tworząc cienką linię. Chłopak mógł zobaczyć wahanie w jej oczach.

- Nie chcę być odwiedzał Harry’ego. Nie dopóki się nie ogarniesz.

Louis otworzył usta by zaprotestować. To jest śmieszne, chciał powiedzieć. Nie możesz zabrać mi Harry’ego. Nie możesz go zabrać. Ale spoglądając w jej oczy zobaczył, że nie chce tego robić, ale musi. Robi to na jego korzyść. Jaka jest korzyść w zabraniu Harry’ego?

Louis westchnął w porażce. - Oczywiście mamo. Nie będę odwiedzał Harry’ego.

~*~
Tej nocy Louis odwiedził Harry’ego. (Jego mama nie powiedziała, kiedy nie może tego robić.) Później będzie z powrotem w swoim pokoju, śpiąc. Ale to trochę bardziej skomplikowane. Brzmi całkiem prosto. Zwykle, Louis odwiedzając Harry’ego spędzał u niego resztę nocy. Zostawał tam, dopóki słońce nie wzeszło. Tym razem, będzie musiał wyjść zanim słońce wzejdzie, a to będzie trochę trudne, bo Louis uwielbiał sposób w jaki promienie słoneczne oświetlały skórę Harry’ego, sprawiając że wyglądał przerażająco pięknie.

Louis biegł i biegł aż poczuł, że jego płuca zaraz eksplodują. Ale nie zatrzymał się, dopóki nie usłyszał codziennych krzyków pochodzących z domu Harry’ego. Louis wszedł do znajomego ogrodu z kwiatami i drzewami, które teraz zaczynały umierać. Szedł dopóki nie zobaczył szklanego okna. Delikatnie zapukał w szybę. Podskakiwał, walcząc z zimnem jak tylko mógł. Harry otworzył okno z szeroko otwartymi oczami i wpuścił Louisa do środka.

Trzymali się nawzajem przez chwilę. Louis zamknął oczy, kochając uczucie Harry’ego.

- Myślałem, że na pewno będziesz uziemiony. - Harry wyszeptał.

- Technicznie jestem, ale zapewnienie ci bezpieczeństwa jest ważniejsze. - Luis powiedział delikatnie.

Leżeli na łóżku Harry’ego. Nie było ono stworzone dla dwóch osób ale dawali radę. Louis przytulił Harry’ego, starając się go ogrzać, mimo że koc którym byli przykryci dawał im wystarczająco dużo ciepła. Louis słyszał, jak w ciągu pięciu kolejnych minut krzyki w domu stały się głośniejsze. Harry zwinął się w kulkę i Louis przyciągnął go bliżej siebie.

- Kłócą się o Gemmę. Uciekła. - Harry odezwał się.

- Dzisiaj? - Lou zapytał, kładąc policzek na ramionach chłopaka.

- Taa. Ale powiedziała, że nie na długo. Na tyle, aby mogła oczyścić swoje myśli. - Harry nagle uspokoił się.

- A ty uciekłbyś? - Louis wciągnął powietrze.

- Nie. Nigdy.

- Naprawdę? Dlaczego? - Louis zapytał, zaskoczony odpowiedzią Harry’ego.

- Bo ty tutaj jesteś. A ja nie chcę uciekać z miejsc, w których jesteś.

Serce Louisa zabiło mocniej i szybciej. Miał nadzieję, że Harry nie poczuł jego gorących policzków. Potarł nosem kark Harry’ego.

- Jesteś wspaniały, wiesz? - Louis powiedział.

- Jesteś odważny, wiesz? - Harry odpowiedział naśladując Louisa. - Ale poważnie, jesteś naprawdę odważny. Obroniłeś mnie dzisiaj. Dziękuję, że tam byłeś.

- To nic. Po to są przyjaciele. - słowo ‘przyjaciele’ zostawiło dziwnie uczucie na języku Louisa.

Harry był cicho, krzyki jego rodziców przerodziły się w płacz. Głównie pochodzący od mamy chłopaka. Louis po prostu chciał zabrać Harry’ego. Chciał zabrać go od całego tego dramatu. Od tego co może wywołać traumę na całe życie. Harry pozostał spokojny na wszystko i Louis był pewny, że to Harry jest tym odważnym.

Louis powoli wstał z łóżka, pewny że młodszy chłopak śpi. Wtedy usłyszał szelest i zobaczył, że Harry jest daleki od snu.

- Pamiętasz tę noc, kiedy powiedziałem ci, że mój miś, Boo jest jedyną rzeczą jaka zawsze mnie broni? - Harry zapytał, siadając i opierając się o wezgłowie łóżka.

Louis pokiwał głową. I tak jakby głos Harry’ego był magnesem, Louis z powrotem usiadł na łóżku obok chłopaka.

- Cóż, wyrzuciłem go. Nie obronił mnie. Nigdy tego nie zrobił. Ty byłeś jedynym, który mnie obronił. - Harry owinął ramiona wokół Louisa i położył głowę na jego klatce piersiowej. - Myślałem, że to było zadanie Boo, ale teraz widzę,że ono zawsze było twoje. I to dlatego nazywam cię Boo Bear. Będziesz moim Boo Bearem?

Louis położył ręce na ramionach Harry’ego i przyciągnął go bliżej. - Jeśli ty będziesz moim kochaniem.

Harry spojrzał w górę, jego zielone oczy zabłyszczały. Uśmiechnął się i Louis odwzajemnił go. Minęło trochę czasu, od kiedy ostatnio widział ten dołeczek.

- Myślałem, że już jestem twoim kochaniem. - Harry powiedział, uśmiechając się szeroko. Louis nie rozumiał, jak on może uśmiechać się tak pięknie.

- Okej, w porządku. Będę twoim Boo Bearem. - Louis powiedział pokonany.

- Jee! - Harry ucieszył się, dając Louisowi szybkiego buziaka w policzek.

Nawet wtedy, kiedy Louis wstał z łóżka, czuł ciepło ust Harry’ego. Nawet kiedy Harry zasnął, Louis czuł delikatność pocałunku. Nawet kiedy uderzyło w niego zimno, czuł że wszystko jest możliwe.

~*~
Louis oglądał telewizję w nudny sobotni wieczór, kiedy rozbrzmiał dzwonek do drzwi.

- Louis, otworzysz? - jego mama zapytała.

- Po to żyję. - Louis powiedział, kiedy wstawał.

Pierwszą rzeczą jaką Louis zauważył, kiedy otworzył drzwi był Harry. Wydawał się być szczęśliwszy i żywszy. Jego oczy były jaśniejsze. Drugą była Gemma stojąca tuż za nim. Louis uniósł brwi, kiedy przypomniał sobie, że poprzedniej nocy uciekła. Trzecią rzeczą jaką zauważył, była walizka, którą Gemma trzymała w ręce.

- Cześć. - Harry uśmiechnął się nieśmiało.

- Cześć. - Louis odpowiedział, otwierając szerzej drzwi.

- Cześć! Co was tu sprowadza dzieciaki? - mama Louisa wyszła z kuchni, przytulając oboje, Harry’ego i Gemmę. Spojrzała zaskoczona na Louisa, zanim zapytała. - Po co ta walizka?

- Gemma i ja zapytaliśmy rodziców, czy możemy zostać u was na noc. - Harry odpowiedział, uśmiechając się szeroko do kobiety. - Powiedzieli tak.

- Och, w porządku. Tylko pamiętajcie, nie siedźcie do późna. Louis, pomóż im wnieść rzeczy na górę. - mama Lou zniknęła w kuchni.

- Chodźcie, pokażę wam pokoje.  - Louis odpowiedział.

 - Lou, zachowujesz się tak, jakbyśmy nie znali twojego domu. To znaczy, praktycznie tu mieszkaliśmy od pewnego czasu, wiesz. - Gemma powiedziała, zabierając torby i idąc na górę.

Louis wzruszył ramionami. - Tylko pamiętaj, nie nakładaj zbyt dużo makijażu na moje siostry. Nie chcę żeby wyglądały tak jak ty.

- Och, zamknij się cioto. - Gemma pokazała mu język.

- Więc. Wróciła, huh? - Louis zapytał Harry’ego, kiedy dziewczyna nie mogła ich usłyszeć.

- Tsa. Nie wyobrażasz sobie jak mama i tata się martwili, ale byli dla niej delikatni, bo obwiniali siebie za jej ucieczkę. - Harry spojrzał na Louisa, który czuł każde uderzenie swojego serca.

Louis usłyszał piski pochodzące z pokoju jego sióstr i zawołał. - Gemma! Przestań straszyć dzieci swoją twarzą!

- Zamknij się! - Gemma automatycznie odpowiedziała.

Harry złapał dłoń Louisa i chłopak ścisnął ją. Szli po schodach do pokoju Louisa.

~*~
- Louis? Lou? Boo Bear?

- Co, Harry? - Louis półprzytomny spojrzał na zegar na ścianie. - Dlaczego budzisz mnie o 2:13 rano?

- Nie mogę spać. - Harry wyszeptał, szarpiąc Louisa za koszulkę. - Możesz dla mnie zagrać? To pomaga mi zasnąć.

Louis pokiwał głową nadal pół śpiąc. - Tylko daj mi chwilkę, muszę się wybudzić.

Louis wstał powoli i złapał dłoń Harry’ego kiedy schodzili po schodach.

- Więc co chcesz, żebym zagrał? - Louis zapytał, siadając na stołku przy pianinie. Podniósł pokrywę i wcisnął klawisz. Dźwięk rozniósł się echem w ciemności nocy.

- Cokolwiek. Uwielbiam wszystko co grasz. - Harry położył głowę na podołku Louisa.

- Nie spadnij kochanie. Nie chcę, żebyś zrobił sobie krzywdę. - Louis dźgnął Harry’ego w policzek, tam gdzie powinien pojawić się dołeczek. Harry zachichotał.

Louis zaczął grać jedną ze swoich ulubionych, Liszt Lieberstraum No. 3. Ta piosenka przypominała mu Harry’ego. Całą wrażliwość, psotę i jasność, mieszkającą w niebezpiecznej i zranionej jego stronie jednocześnie. Ta piosenka jest po prostu przypomnieniem dla Louisa kim Harry jest i kim się stał.

Kiedy Louis skończył, Harry od razu powiedział. - Twoje palce są takie piękne kiedy grasz.

- Um, to tak jakby komplement. - Lou powiedział z ciepłym sercem kiedy naprawdę poczuł jak jego serce zanurza się tak ciężko jak kotwica.

- Po prostu uwielbiam sposób w jaki poruszają się twoje palce od klawisza do klawisza, jakby to była najbardziej naturalna rzecz na świecie. I kocham jak grasz z taką delikatnością, jakby pianino było dzieckiem, a ty starasz się je obudzić. - Harry ziewnął.

- Zgaduję, że sen się do ciebie zbliża. - Louis delikatnie podniósł głowę Harry’ego ze swoich kolan.

- Nie. - chłopak marudził. - Możesz zagrać jeszcze jedną piosenkę?

Zielone oczy Harry’ego błagały i Louis nie mógł powiedzieć nie. - W porządku.

Szatyn zdecydował się zagrać Brahms - Romanze in F Major. Jest wolna i relaksująca. Idealna jeśli chcesz się odprężyć lub jak w tym przypadku potrzebujesz snu.

- Boo Bear? - Harry zapytał, zanim Louis zdążył ułożyć ręce na klawiszach.

- Tak kochanie?

- Obiecuję, że ja też będę cię chronić. - Harry wyszeptał.

- Nie musisz. Nie jesteś mi nic winien. - Louis powiedział, bawiąc się lokami Harry’ego.

- Boo Bear? - Harry ponownie zapytał

- Tak kochanie?

- Kocham cię. - Harry powiedział wolniej niż zazwyczaj.

Louis zwinął palce u stóp. Czuł, że zaraz jego klatka piersiowa eksploduje z zaskoczenia, szoku i kto wie czego jeszcze. Poczuł motylki w brzuchu. Uderzyło to w niego nagle i przestraszył się. Co to za uczucie? Dlaczego to czuje? Harry nie jest dla niego jak brat? Czy powinien mu odpowiedzieć tym samym? Wahanie urosło w jego gardle. Co jeśli Harry nie miał tego na myśli? Co jeśli Harry nie wie, że to powiedział? Co jeśli Louis odpowie tym samym? Jakie to będzie miało znaczenie jeśli powie ‘kocham cię’?

Louis zdecydował się zagrać na pianinie. Jeśli nie może otworzyć ust by odpowiedzieć, równie dobrze może zagrać ostatnią piosenkę tej nocy. Jego dłonie drżały, kiedy przesuwał nimi po klawiszach.

Nie był nawet w połowie piosenki, kiedy usłyszał chrapanie Harry’ego. Przestał grać i delikatnie przejechał dłonią po jego policzku i krzywiźnie nosa, jego ręce nadal drżały. Bawił się jego lokami. Pociągnął za jeden i patrzył jak wraca do początkowej postaci. Louis delikatnie pocałował Harry’ego w policzek.

Kocham go? Louis spojrzał na Harry’ego. Chłopak wyglądał tak spokojnie kiedy spał. Louis mógł poczuć bicie jego serca. Czy to jest miłość?

~*~
Louis nie wiedział co stało się później. Coś się zmieniło po nocy z pianienem.

- Cześć Boo Bear. - Harry powiedział następnego ranka podczas śniadania, jego loki ułożone były na prawą stronę.

- Cześć Harry. - Louis powiedział, spoglądając w swoje rozmoczone płatki.

- Boo Bear? To naprawdę słodkie przezwisko. Jak je wymyśliłeś? - mama Louisa zapytała, nakładając jajka i bekon na talerz Gemmy i sióstr Louisa.

- Miałem misia o imieniu Boo. Miał mnie chronić, ale nigdy tego nie zrobił. Louis był jedynym, który mnie bronił. I dlatego mówię na niego Boo Bear. - Harry uśmiechnął się dumnie. Louis zarumienił się.

- Awww, Harry to cudowne. Czy to nie wspaniałe Louis? - Gemma zapytała z ustami pełnymi jajek.

- Możesz mnie zapytać ponownie, kiedy twoje usta nie będą pełne śniadania? - Louis warknął. Nagle poczuł się zażenowany.

Co się dzieje? To, że Harry powiedział ‘kocham cię’ będąc na wpół śpiący nic nie znaczy. To nic nie znaczy. Nigdy nie będzie nic znaczyć. Więc dlaczego Louis czuje się tak cholernie wkurzony i zdezorientowany?

- Nie jestem już głodny. - Louis powiedział szorstko, odsuwając krzesło. Poszedł do kuchni i odstawił miskę do zlewu. Kiedy mijał jadalnię, zauważył że Harry w pośpiechu je swoje śniadanie. Kiedy włożył wszystko do ust, poszedł w ślady Louisa. Louis szybko wbiegł po schodach na górę.

- Co ja robię? - Louis wymamrotał w poduszkę, łamiąc się na każdym słowie. Co on robi? Nic nie rozumie. Dlaczego jest taki zły? Dlaczego jest taki zdezorientowany? Uczucia są czasami tak cholernie dezorientujące.

Harry pojawił się w drzwiach, marszcząc brwi. Jest zmartwiony jak cholera i to wina Louisa. Nie powinien dołować chłopaka sobą, ale nie mógł nic na to poradzić. Nie może kontrolować swoich uczuć tak jakby chciał.

- Hej, Boo Bear. - Harry powiedział ostrożnie.

Przezwisko wywołało u Louisa drżenie. - Proszę, przestań tak do mnie mówić. - Louis powiedział z twarzą nadal przyciśniętą do poduszki.

- Dlaczego? Co się stało? To ja? Zrobiłem coś źle? - Harry zapytał, jego głos był pełen niepokoju.

Och Harry. Louis pomyślał. To ty. To zawsze byłeś ty.

- Nic. Nie zrobiłeś nic. - Louis powiedział, wymuszając uśmiech.

- Możesz mi powiedzieć. Pamiętaj, obiecałem cię chronić. - Harry obraził się, wywołując u Louisa śmiech przez swój grymas.

Ale jak możesz ochronić kogoś przed jego uczuciami?

- Um cóż. Powiedzmy że przechodzę przez te nastoletnie rzeczy, których ty jeszcze nie zrozumiesz.

- Nie muszę ich rozumieć. Ale mogę cię wysłuchać. Wiesz, wyrzuć to z siebie.

Człowieku, Louis pomyślał. Ten dzieciak nic nie ułatwia.

Louis przygryzł swoja dolną wargę. - Byłeś w pełni wybudzony kiedy mówiłeś te rzeczy?

- Jakie rzeczy? To, że będę cię chronić?

- Nie. - Louis powiedział takim tempem jakim zwykle mówił Harry. - Inne rzeczy.

- Kocham cię? - Harry zapytał, jego głos był teraz ledwie szeptem.

Louis wstrzymał oddech. On pamiętał.

Widząc wahanie na twarzy Louisa, Harry kontynuował. - Co jest w tym złego? Kocham cię Louis. Miałem to na myśli. Kocham cię.

Louis zacisnął oczy, kręcąc głową. To nie może się dziać. Dlaczego Harry mówi te rzeczy? Jak może je mówić z taką łatwością? Czy on wie co to znaczy dla Louisa? Czy Louis sam wie co to dla niego znaczy?

- To nic złego. - Louis powiedział napiętym głosem.

- Więc dlaczego się tak zachowujesz?- Harry zapytał.

- Jak? Jak dziwka? Jak kutas? Jak idiota? Jak chory z miłości szczeniak, który nie może się pozbierać?

- Jak…zły. - Harry powiedział.

- Nie jestem zły na ciebie. Jestem zły na siebie.

- Dlaczego?

- Nie wiem. Dlaczego zadajesz tyle pytań? - Louis pomasował swoje skronie.

- Ponieważ martwię się o ciebie. I obiecałem, że będę cię chronić.

Louis jęknął. - Chronić przed czym? Przed potworami, których się boisz? Potworami w szkole? Ponieważ jeśli sam nie potrafisz się przed nimi obronić, to jak chcesz obronić mnie?

Louis pożałował tych słów tak szybko jak opuściły one jego usta. - Harry nie miałem tego na myśli. Po prostu jestem zły i zdezorientowany i nie wiem co cholery opuszcza mojej usta w tej kwestii..-

Harry nie musiał nic mówić. Jego oczy były jak otwarta księga. Skrzywdziłeś mnie, jego zielone oczy mówiły.

- Przepraszam. - Louis wyszeptał.

Harry potrząsnął głową w niedowierzaniu i uciekł z pokoju. Louis mógł usłyszeć rozmowę pomiędzy Harrym i Gemmą. Zatkał uszy dłońmi w nadziei, że stłumi tym słyszane słowa. Ledwie pomogło.

- Zraniłeś jego uczucia. - Gemma pojawiła się w drzwiach pokoju. - I wiem, że masz problemy z poradzeniem sobie ze swoimi uczuciami. Wszyscy mamy. Ale pamiętaj przeprosić i wyjaśnić, kiedy wszystko sobie poukładasz.

Louis tylko patrzył na nią ponuro.

Dziewczyna poprawiła włosy i odwróciła się by wyjść.

I teraz Louis czuje się jeszcze gorzej niż wcześniej.

~*~
Cztery lata minęły bez niczego dobrego. Cztery lata bez uśmiechu z dołeczkami. Cztery lata bez błyszczących zielonych oczu. Cztery lata bez przezwisk. Cztery lata łamiącej serce ciszy. Cztery lata nieporozumień i bólu. Cztery lata sekretów tak głębokich, że aż przerażają.

Teraz Louis jest w przedostatniej klasie liceum i jest prawie skończony. Jego jedynymi przyjaciółmi są piłki w pomieszczeniu z wyposażeniem i brązowa papierowa torba na lunch. Rozejrzał się po kampusie, zastanawiając się, które miejsce wybrać na swoją następną kryjówkę.

- Hej! Dzieciaku! - jakiś głos krzyknął.

Louis naprawdę miał nadzieję, że ktokolwiek krzyczy, za chwilę się zamknie. Głos jest tak głośny, że dałoby się go usłyszeć po drugiej stronie oceanu i Louis dostawał od niego migreny.

- Tomlinson! Mówię do ciebie!

Louis przewrócił oczami. Zatrzymał i odwrócił się, by spojrzeć na jedyną osobę, która nazywa go ‘Tomlinson”.

- Nick, z przyjemnością bym ci pomógł, ale jestem zajęty nienawidzeniem twojej osoby. - Louis powiedział zaciskając pięści na torbie z lunchem.

- Wiesz co słyszałem? - Nick zapytał, robiąc krok w stronę szatyna.

- Jestem zaskoczony tym, że słyszysz zważając na fakt, że twój głos zatkał twoje uszy. - Louis powiedział.

Nick warknął. - Działasz mi na nerwy Tomlinson.

- Cóż, to ty do mnie przyszedłeś, więc zgaduję, że to twój problem.

Nick zacisnął oczy. Louis zauważył, że chłopak zacisnął dłonie w pięści, a mały tłum otoczył ich. Poczuł jak skacze mu adrenalina. - To jest powód, dla którego z chęcią wydłubałbym ci oczy.

Louis podniósł ręce. - Spójrz, jeśli oczekujesz, że zacznę teraz z tobą walczyć, to to nie jest tego warte. Nie jestem wart twojego perfekcyjnego manicure.

Nick warknął. - Lepiej się zamknij, zanim będziesz tego żałować. - chłopak potrząsnął pięścią przed twarzą Louisa.

- Jesteś pewny, że.. - Louis zaczął.

- Jestem ciotą, tak. Wszyscy o tym wiedzą.

Louis spojrzał na dłoń przyciśniętą do jego klatki piersiowej. Duża z długimi, smukłymi palcami. Louis spojrzał wyżej, by zobaczyć do kogo ona należy. Spojrzał w jedyną zieloną parę oczu w mieście. Jedyna zielona para oczu, która mogła przynieść wspomnienia. Bolesne wspomnienia.

- Harry, to nie jest twoja sprawa. - Nick powiedział, z oczami nadal niebezpiecznie utkwionymi w Louisie.

- Jego sprawy, są też moimi sprawami. - Harry powiedział głosem tak głębokim jak ocean.

Louis delikatnie położył dłoń na klatce piersiowej Harry’ego. Mógł poczuć mięśnie pod ubraniem. - Harry, odpuść. Teraz.

Harry posłał Louisowi spojrzenie. Nie, nie odpuszczę, mówiły jego oczy.

- Tak Harry. Zostaw swojego chłopaka mnie. Obiecuję, że dobrze się nim zajmę.

Louis poczuł jak jego serce zabiło mocniej na słowo ‘chłopak’.

- Upewnij się, że takie gówna mówisz do kogoś, kto nie ma jaj by coś z tym zrobić. - Louis powiedział zdegustowany.

Czasami, Louis chciałby trzymać swoje pyskowanie na jak najniższym poziomie. Przynosi ono tyle samo kłopotów co bólu. To był jeden z takich momentów.

Zanim był całkowicie świadomy tego co się dzieje, został przyciśnięty do ściany i uderzony pięścią z lewej i prawej strony. Zaczął czuć różne struktury na swojej twarzy, kiedy nagle wszystko się skończyło. Usiadł i oparł się na łokciach. Zobaczył jak Harry celuje pięścią prosto w usta mniejszego chłopaka.

Louis nie mógł nic zrobić, jak tylko uśmiechnąć się w bólu.

Harry spojrzał na swoją pięść w strachu, jakby przeraził się tym co zrobił. Louis wstał i położył dłoń na ramieniu chłopaka, który podskoczył, wyrwany z otępienia.

- Nie musia..- Louis zaczął mówić, kiedy głos za nimi krzyknął. - Hej! Co zrobiliście temu chłopcu?!

- Biegnij! - Louis powiedział, łapiąc Harry’ego za nadgarstek. Uciekali.

Lewo, prawo, prawo, prawo, lewo.

Weszli do szklarni. Pomieszczenie wypełnione było zielenią i brązem i pachniało naturą. Kwiaty i rośliny dopiero zaczynały wyrastać z ziemi. Przypominało to Louisowi ogród Harry’ego, tylko zamiast umierać, szklarnia tryskała życiem.

Nie mogąc złapać oddechu, usiedli obok roślin w doniczkach.

Kiedy Louis w końcu mógł nabrać powietrza do płuc, powiedział. - Nie musiałeś wkraczać pomiędzy nas.

Louis odwrócił głowę, kiedy nie otrzymał odpowiedzi. Harry zmarszczył brwi i wydął swoje różowe wargi. Louis nagle poczuł pragnienie dotknięcia ich. Zwinął palce.

- Cóż, dziękuję. Za to co zrobiłeś. Mimo że będziemy mieć masę kłopotów. - Louis kontynuował.

Cisza.

- Wiesz, że poszłoby nam lepiej, gdybyś zaczął mówić.

- Pamiętasz co powiedziałem? Obiecałem ci. Obiecałem ci, że będę cię bronił. I zrobiłem to. Broniłem cię. - Harry powiedział.

- Nie pamiętam. - Louis skłamał. Nienawidził kłamać, szczególnie do tych których kochał. Ale uważał, że w tej sytuacji to jest konieczne.

- Naprawdę nie pamiętasz? Broniłeś mnie w szkole i nazwałem cię ‘Boo Bear’ i powiedziałem ‘kocham cię’  i ty po prostu zniknąłeś. Zniknąłeś z mojego życia po tym wszystkim. I wiesz co? Ja dotrzymałem obietnicy. Ale ty nie. Nie dotrzymałeś jej. Dlaczego Louis? - Harry powiedział w pośpiechu, jakby powtarzał to cały czas w swojej głowie. Harry spojrzał na Louisa, ale jedyne co Louis mógł zrobić to przygryźć swoją wargę. Harry zachichotał gorzko. - Kłamiesz. Pamiętasz. Pamiętasz wszystko.

- Tak, pamiętam. To takie złe? - Louis zapytał. Tak, to jest złe, bo wszystkie te wspomnienia nigdy nie przyniosą Harry’ego. Przyniosą tylko złamane wyobrażenia Harry’ego w jego głowie. Harry. Harry. Harry. I wszystko co Louis miał to złamane kawałki jego serca.

- Tak, ponieważ wiedząc, że pamiętasz to wszystko nadal nie… - Harry nagle przerwał.

- Nadal nie, co? - Louis wstrzymał oddech.

Harry wyrzucił ręce w powietrze, a potem uderzył nimi o swoje uda. Louis zauważył, że Harry nosił bardzo obcisłe jeansy. Czuł, że się ślini na widok jego dobrze wyglądających ud. Odwrócił wzrok zanim zrobiłby coś, czego później by żałował. - Nie zależy ci. Po prostu ci nie zależy. Myślałem, że może tak, ale widocznie nie. - Harry powiedział.

Louis zdecydował się nie otwierać ust.

- Pamiętasz jak powiedziałem ‘kocham cię’? Uciekłeś zaraz po tym. Dlaczego? - Harry powiedział, jego głos trochę dudnił.

Wydajesz się być teraz bardzo rozgadany, Louis pomyślał. Zagryzł wargę.

Harry westchnął i osunął się w dół po ścianie. Prawdopodobnie się poddał.

- Zależy mi, ok? Zależy mi na tobie. Cały czas. - Louis powiedział wolno. Bawił się wystającą nitką w swoich spodniach. - Tak cholernie mi na tobie zależy , że to aż czasem boli. A kiedy powiedziałeś te dwa słowa, nie wiedziałem co one znaczą. Bałem się tego co one znaczą. To znaczy tak, wiedziałem co znaczą, kiedy mówiłem je do swojej rodziny i w ogóle, ale do jednej osoby? Kochać kogoś, to czuć jakby twoje serce miało zaraz wybuchnąć? Sprawiasz, że tak to czuję. Miłość. Myślę, że bałem się tego. Bałem się tego, jak się czuję przy tobie, nie wiedziałem jak do tego podejść. Nie byłem gotowy. Nie byłem gotowy na taki rodzaj miłości. - nitka owinęła się wokół jego palca, prawie odcinając dopływ krwi.

- Jesteś gotowy na taki rodzaj miłości teraz? - Louis spojrzał na Harry’ego i Harry spojrzał na Louisa. Jego zielone oczy wydawały się być starsze i mądrzejsze, jakby ujawniały dzikie i piękne części świata. Louis uświadomił sobie, że Harry był szalenie piękny. Nitka owijała się ciaśniej i ciaśniej wokół jego palca.

Harry powoli pochylił się, ostrożny w swoich ruchach. Louis również się pochylił, starając się opanować swoje mocno bijące serce.

Kiedy wargi Louisa prawie stykały się z tymi Harry’ego, Louis wyszeptał. - Jestem gotowy.

Nitka przerwała się, a oni się pocałowali. Louis trzymał się Harry’ego jakby potrzebował jego dotyku do prawidłowego oddychania, co jest dziwne, ponieważ on może ledwie oddychać kiedy Harry jest w pobliżu.

Harry umieścił swoje duże dłonie na wąskiej talii Louisa, podczas gdy on bawił się lokami Harry’ego. Tęsknił za nimi bardziej, niż myślał, ze jest w stanie.

Louis pękł właśnie wtedy. Nie mógł nic zrobić i uśmiechnął się, kiedy łzy spłynęły w dół jego twarzy. Czuł ulgę, że Harry jest tutaj, właśnie tutaj a nie w jego fantazji. Dlatego płakał.

- Dlaczego płaczesz kochanie? - Harry wyszeptał opierając swoje czoło o czoło Louisa. Starł jego łzy kciukami. Zabrał rękę, ale Louis przycisnął ją z powrotem do swojego policzka.

- Ponieważ jesteś tutaj. Naprawdę jesteś. I kocham cię za to. - słowo na ‘k’ opuściło jego usta i zawisło między nimi niczym gęsta mgła.

- Kochasz mnie? - Harry zapytał, łzy formowały się w kącikach jego oczu.

Louis zaśmiał się. - Tak. Kocham cię tak cholernie mocno, że myślę iż musimy się rozstać.

- Rozstać? Jesteśmy razem? - Harry zapytał, pokazując dołeczki. Louis przebiegł kciukiem po skórze.

- Tego nie powiedziałem. - Louis przechylił głowę. Głupi uśmieszek na jego twarzy wydawał się być czymś stałym.

Harry zaśmiał się i Louis wdychał gorące powietrze wydostające się z jego cudownych ust. Harry położył swoją dłoń na tej małej Louisa i ścisnął ją0. - Cóż, ja to powiem. Jesteśmy razem.

- Harry! Co się stało z pytaniem jak dżentelmen, którym wiem, że jesteś?

- Tak, okej. - Harry uśmiechnął się. - Louisie Tomlinson?

- Tak? - Louis zachichotał.

- Będziesz i zawsze będziesz moim chłopakiem? - dołeczki Harry’ego pogłębiły się.

- Hmm, przepraszam ale nie.

- Co? - Harry zapytał z udawanym niedowierzaniem.

Louis wzruszył ramionami. - Nie mogę zawsze być twoim chłopakiem. To znaczy, co jeśli zostanę twoim mężem?

Oczy Harry’ego zabłysły. Kwiaty i rośliny wokół nich sprawiły, że jego zielone oczy stały się jeszcze bardziej zieleńsze i jaśniejsze.

- Będziesz moim chłopakiem? A potem zawsze-na-zawsze mężem? - Harry zapytał, właściwie śmiejąc się z tych oświadczyn.

- Tak, absolutnie tak. - Louis powiedział, jego łzy wyschły. Przycisnął swoje wargi do tych Harry’ego i pocałowali się ponownie.

- Poczekaj. - Louis powiedział.

- Tak chłopaku? - Harry zapytał. Louis uśmiechnął się.

- Po pierwsze: już uwielbiam sposób w jaki nazywasz mnie swoim chłopakiem, więc nie przestawaj w najbliższym czasie. Po drugie: przepraszam.

- Przepraszasz za co? - Harry ugryzł ramię Louisa wysyłając dreszcze w dół kręgosłupa Louisa.

- Cóż, Gemma powiedziała, żebym cię przeprosił, kiedy ogarnę swoje zachowanie.

Harry wybuchnął śmiechem i Louis uwielbiał fakt, że wywołał u niego śmiech taki jak ten, szczęśliwy, głośny, taki że aż trząsł ramionami, marszczył nos i łapał się za brzuch zaraz po tym.

Harry pocałował Louisa raz jeszcze, pozostawiając go bez tchu, zanim powiedział. - Wybaczam ci.

~*~
Louis miał kłopoty u mamy i dyrektorki szkoły, ale to nie ma znaczenia, bo Louis jest szczęśliwy. Miał podbite oko, ale to nie ma znaczenia, bo jest szczęśliwy. Nie może uśmiechać się nie wywołując przy tym bólu, ale to nie ma znaczenia, bo jest szczęśliwy. Grozi mu zakaz wychodzenia z domu, ale to nie ma znaczenia, bo jest szczęśliwy. Szczęśliwy, szczęśliwy, szczęśliwy. Louis jest całkowicie i niekontrolowanie szczęśliwy.

Louis leżał na plecach patrząc w sufit, odtwarzając pocałunek w kółko i w kółko w swojej głowie. Czuł jak uśmiech wstępuje na jego twarz, ale zaraz zostaje zastąpiony grymasem bólu.

- Louis.

Louis usiadł patrząc na mamę.

- Mamo, przepraszam. Obiecuję, że więcej tego nie zrobię. To było głupie i niedojrzałe i wiem, że powinnaś mnie uzie..-

- Louis spokojnie. - jego mama usiadła na skraju łóżka. - Nie jestem tutaj z powodu twojego podbitego oka. - położyła dłoń na dłoni Louisa i ścisnęła ją lekko. - Tylko z powodu Harry’ego.

- Och.

- Tak. Wiem, że coś się wydarzyło pomiędzy waszą dwójką tamtego dnia, cztery lata temu. Wiem, że to nie moja sprawa, by wiedzieć o co poszło, ale cieszę się, że się pogodziliście. - mama poklepała jego dłoń zanim wstała.

- Poczekaj. - Louis powiedział.

Jego mama uniosła brwi.

- Skąd wiesz, że się pogodziliśmy? - Louis zapytał.

- Powiedzmy, że twoje oczy inaczej świecą kiedy jesteś z nim a kiedy nie. - mama posłała mu uśmiech zanim zamknęła drzwi.

~*~
- Louis? Boo Bear? Lou?

Louis półprzytomny przekręcił się na swoją stronę. 2:32

- Pobudka Lou.

- Ugh.. co? - Louis przetarł oczy i spojrzał w stronę skąd pochodził głos. W oknie zobaczył Harry’ego w czarnym płaszczu i włosami zakrywającymi jego twarz.

- Cześć przystojniaku. - Harry powiedział, pokazując swoje dołeczki.

Louis otworzył szerzej okno. Chłodna bryza pozwoliła mu pozostać uważnym i skupionym na Harrym. - Cześć. Co robisz u mnie w domu o 2 nad ranem?

- Przyszedłem się przytulić. Wiesz, że nie przytulałem cię przez bardzo długi czas. - Harry powiedział, biały obłoczek wydostał się z jego ust. Louis obserwował Harry’ego i zauważył małego siniaka na jego nadgarstku.

Louis wskazał na jego rękę. - Co się stało Harry?

Chłopak tylko potrząsnął głową. - Znowu się kłócili. Tylko tym razem bardziej fizycznie i musiałem wkroczyć pomiędzy nich.

- Celowo?

Harry potrząsnął głową.

- Och Harry. - Louis wyszeptał.

Harry spojrzał na swoje stopy. Wyglądał na znacznie mniejszego kiedy nie patrzył na Louisa. - Taa. Ale dobra rzecz jest taka, że w końcu się rozwodzą.

- To wspaniale. - Louis powiedział.

- Wcale nie. - Harry wymamrotał.

- Dlaczego nie? - Louis zapytał cierpliwie.

Harry spojrzał w górę, wydawał się być większy. - Ponieważ nie będę miał wymówki, żebyś mnie przytulił.

Louis poczuł jak jego serce się unosi i pociągnął Harry’ego za kołnierz. - Och, chodź tutaj.

Chłopak wszedł do pokoju Louisa i rozejrzał się po dekoracjach i jego rzeczach na biurku i łóżku. - Twój pokój nie bardzo się zmienił od ostatniego razu kiedy tu byłem.

Louis wzruszył ramionami. - Pokój nie, ale ja na pewno.

Harry odwrócił się i spojrzał na Louisa, który poczuł się tak jakby tonął. Tonął w swoim pożądaniu do Harry’ego. Tonął w jego czułości. Tonął w potrzebie kontaktu. Tonął w biciach i trzepotaniach swojego serca. Tonął w swojej miłości.

Patrzyli w swoje oczy, napięcie pomiędzy nimi zwiększało się. Jakby jakaś lina albo magnes przyciągała ich do siebie, szli w swoje strony, aż nie dotykali się i nie czuli swojego ciepła.

Louis owinął ramiona wokół szyi Harry’ego, podczas gdy on umieścił swoje dłonie na podstawie kręgosłupa Louisa. Harry położył podbródek na ramieniu Louisa, a Louis przycisnął twarz do klatki piersiowej Harry’ego, oddychając jego zapachem.

Louis słuchał bicia serca Harry’ego, jakby była to najpiękniejsza melodia dla jego uszu. Bump ba bump bump ba bump. Spokojny i pewny jakby jego ramiona sprawiały, że czuł ciepło i chęć do życia. Louis wzmocnił uścisk. Mógł stać tak wieczność. Proszę, zatrzymaj czas i zostańmy tak na zawsze. Louis pomyślał.

A potem rozległ się grzmot. Louis niemal wyskoczył ze swojej skóry. Harry ścisnął jego dłonie.

- To tylko deszcz i burza. - Harry wyszeptał.

- Wiem. Po prostu nie lubię tego dźwięku jaki wydają pioruny. Jest tak cholernie głośny i..-

Pokój rozbłysł bielą i deszcz przybrał na sile.

- Kurwa, nienawidzę burzy! - Louis krzyknął w przerażeniu.

Harry zachichotał. Zaciągnął Louisa do łóżka i nakrył ich kołdrą. - Nie martw się Boo Bear. Zaopiekuję się tobą.

Louis położył głowę na klatce piersiowej Harry’ego, a Harry owinął ramiona wokół jego ramion. - Tylko, jeśli pozwolisz mi na to samo.

Harry przysunął Louisa bliżej, tak że ledwie mógł oddychać. Ale przyzwyczaił się do tego, ponieważ bycie z Harrym zawsze pozostawiało go bez tchu. - Ochronię cię przed burzami.

- Ochronię cię przed potworami. - Louis obiecał.

- I będziemy chronić siebie nawzajem od wszystkiego co stanie na naszej drodze. - Harry zakończył.

Louis pocałował usta Harry’ego i wyszeptał. - Brzmi jak plan.

~*~
- Louis? Lou? Boo? Boo Bear?

- Urgh.. co jest Harry? Chcesz żebym przyniósł ci wody? - Louis zapytał pocierając oczy.

- Nie.

- Masz problem z zaśnięciem?

- Nie.

- Więc co jest?

Harry westchnął, jego głos był znacznie głębszy. - Po prostu tęsknię za twoją grą.

Louis poczuł jak jego serce topnieje i uśmiechnął się. - Oczywiście, że zagram dla ciebie na pianinie. - Louis pocałował Harry’ego w czoło zanim wstał z łóżka. Obaj automatycznie złapali swoje dłonie.

Lou usiadł na stołku przy pianinie i Harry położył głowę na ramieniu Louisa.

Szatyn żartobliwie wzruszył ramionami, ale Harry jedynie odchrząknął. - Pachniesz jak sen. - Louis poskarżył.

- Lubisz mój zapach snu.

- Wcale nie. - Louis powiedział.

Harry ugryzł go w ramię zanim powiedział. - Nie martw się Lou. Wiem, że go nie lubisz. Ty go uwielbiasz.

Louis zarumienił się, ale kontynuował nieugięty. - Och, zamknij się.

Położył swoje dłonie na klawiszach czując ich gładkość. Zanim zaczął grać, Harry zapytał. - Louis?

- Tak kochanie? - Louis zapytał, zakładając pasmo jego włosów za ucho.

- Wiesz, że cię kocham?

- Oczywiście. - Louis powiedział. - Wiesz, że kocham cię bardziej?

Harry uśmiechnął się i Louis delikatnie dotknął palcem jego dołeczka. - Niemożliwe.

- Możliwe. - Louis powiedział, również się uśmiechając.

- Co powiesz na to, że pomyślę nad tym, jak będziesz grał? - Harry powiedział, zamykając oczy.

Louis zdecydował zagrać 'One Night at Mozart’s' David Nevuea, ponieważ to wesoła piosenka, a noc taka jak ta zasługuje na wesołą piosenkę

1 komentarz: